Tak się złożyło, że w listopadzie znowu nadarzyła się okazja od wybrania się do San Francisco. Jak zwykle obok spraw służbowych znalazło się trochę czasu na drobne podróże z aparatem.
Tak się złożyło, że w listopadzie znowu nadarzyła się okazja od wybrania się do San Francisco. Jak zwykle obok spraw służbowych znalazło się trochę czasu na drobne podróże z aparatem.
Na początek jesieni przypadł w tym roku kolejny wyjazd do Amsterdamu, gdzie poza sprawami zawodowymi wygospodarowałem sobie trochę czasu na „podróżowanie”. Tym razem postanowiłem odwiedzić Haarlem, który zwrócił moją uwagę w trakcie poprzedniej wizyty w Hadze oraz wrócić do Zansee Schans. Oba wyjazdy bardzo się udały o czym napiszę za chwilę.
Pomimo, że nie wrzuciłem jeszcze ostatniej części fotorelacji z wakacyjnej wyprawy to postanowiłem zrobić krótkie podsumowanie tejże z punktu widzenia sprzętu – tak już tradycyjnie, stąd temat wpisu. Oczywiście w tym roku zasadniczą (choć jak się za chwilę okaże bardzo marginalną) zmianą było to, że poza sprzętem fotograficznym (o tym później) wziąłem ze sobą drona – Mavic Air’a.
Poprzednią część relacji z mojej tegorocznej wyprawy zakończyłem na ostatnim dniu w Zermatt.
Jak napisałem z samego rana wsiadłem w pociąg do Visp, gdzie z kolei złapałem szybkie połączenie do Brig. Z tamtąd miałem bezpośredni pociąg do Mediolanu, gdzie po niecałej godzinie oczekiwania wsiadłem we Freccięrossę do Rzymu.
Nadszedł czas, żeby podsumować pierwszą część mojej tegorocznej wyprawy wakacyjnej – Szwajcarskie Alpy. W tym roku postanowiłem wrócić do Zermatt, gdzie byłem rok temu i już bardziej świadomie przejść okoliczne ścieżki a także spróbować nieco powspinać się na własnych nogach na okoliczne szczyty, oczywiście dostępne dla przeciętnego „hikera”.
W tym roku majówka wyszła bardzo długa – dlatego też postanowiłem wybrać się na małą wyprawę. Nie ukrywam, że jej celem było przetestowanie drona w warunkach polowych. Jako cel ustaliłem sobie przepiękne Pojezierze Brodnickie oraz jego okolice obfitujące w resztki krzyżackich zamków.
Tak się złożyło, że kilka dni temu miałem możliwość uczestniczenia w dużej konferencji IT, która została zorganizowana w holenderskiej Hadze
Zastanawiałem się, czy da się zrobić 120 tysięcy kroków w 3 dni, w dodatku jeszcze mając sporo innych obowiązków. Ale skoro Apple twierdzi, że się da to musi tak być. A więc przyjmijmy, że w czasie ostatniego wypadu do Amsterdamu zrobiłem te kroki co przekłada się na nieco szaloną odległość ponad 100km 🙂
Tegoroczne wakacje postanowiłem rozpocząć do Szwajcarii – kraju, w którym, choć jest tak blisko, nigdy wcześniej nie byłem
Nadszedł czas na krótką relację z pozostałej części wyprawy do Szwajcarii. Plan był taki – przylecieć do Zurych’u, dostać się do Lucerny żeby tam spędzić resztę dnia, potem przemieścić się do Zermatt z którego to po 4 dnia tekkingu po górach wsiąść w „legendarny” Glacier Express.