Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą że mam odrobinę „bzika” na punkcie kalibrowania wszystkiego co służy do robienia i obrabiania zdjęć. Pewnie wzięło mi się to z zamiłowania do elektronicznego „wywoływania” zdjęć i ciągłej pracy na coraz to nowym (i mam nadzieję że lepszym) procesem. Skoro mam już porządnie wykalibrowane monitory (przy okazji użycia Color Munki okazało się, że fabryczna kalibracja DELL’a 4K UP2414Q wcale nie była taka dobra jak chwalił się producent) przyszedł czas na … aparat. Tak, okazało się (choć raczej była to od zawsze sprawa dość oczywista), że to co produkują programy od obróbki (czyli w moim przypadku Ligtroom/ACR) to jakaś tam wizja producenta oprogramowania co do interpretacji danych zapisanych przez matrycę (w wypadku fotografowania w JPG – robi to jeszcze ktoś? – to interpretacja producenta aparatu). Wcale mi się to nie podobało. Dlatego też zainteresowałem się Colorcheker’em – czyli wzornikiem, dzięki któremu można wykalibrować proces interpretacji danych z RAW. W teorii działa to bardzo prosto – robimy zdjęcie takiego wzornika, a skoro dokładnie wiadomo jak powinien od wyglądać, można na podstawie tego zdjęcia wytworzyć profil matrycy, który spowoduje, że rzeczywiście będzie on wyglądał na zdjęciu dokładnie tak samo jak w rzeczywistości. Jak to bywa z teoriami, nie zawsze sprawdzają się w praktyce – okazało się, że oprogramowania do tego jest jak na lekarstwo – firmowe narzędzie Xrite jest wątpliwej jakości a produkt Adobe’a pod nazwą DNG Profile Editor jest w dalszym ciągu betą, która w dodatku działa w sposób mocno nieintuicyjny. Tym nie mniej zabrałem się do roboty. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że oba produkty generują dość mocno różniące się rezultaty w oparciu o to samo zdjęcie wzorcowe… Po zgłębieniu forów i przeróżnych dyskusji ustaliłem przyczyny – CholorChecker Passport na podstawie wzornika tworzy zupełnie nowy profil stworzony na bazie odwzorowania 24 kolorów ze wzornika. Natomiast DGNPE bierze pod uwagę profil wzorcowy (jeden z dostępnych dla danego aparatu w bibliotece ACR) i dopiero do tego profilu dokłada korektę bazującą na 24 polowym wzorniku. Skoro te 24 pola nie pokrywają całości przestrzeni barw profil generowany przez DNGPE ma w sobie cechy profilu bazowego. Po wielu próbach przygotowałem sobie profile i w zasadzie byłby to koniec historii, gdyby nie jeden drobny fakt. Byłem absolutnie przekonany, że profile generowane przez DGNPE są lepsze i dają stanowczo lepsze odwzorowanie koloru – obrazki były przyjemniejsze dla oka. Ciągle jednak nurtowało mnie to dlaczego te pochodzące od XRite są inne (choć oczywiście barwy samego wzornika na obu oddane są prawie identycznie). Zrobiłem test – zrobiłem zdjęcia kilku przedmiotów, obrobiłem przy pomocy obu profili i porównałem te przedmioty z obrazem na (oczywiście skalibrowanym) monitorze. No i okazała się, że to profile wygenerowane przez XRite są zdecydowanie bliższe rzeczywistości, choć mniej przyjemne dla oka. Krótka konsultacja z wujkiem Google ukazała ciężką prawdę – Adobe tak przygotowuje swoje profile aparatów aby ujednolicić reprodukcję barw pomiędzy większością modeli i producentów a jednocześnie uczynić je milszymi dla oka, czyli nadać odcień, który oko ludzkie naturalnie traktuje jako „ładny”, który niestety nie jest wierną reprodukcją rzeczywistości. Dlatego też profile generowane przez DNGPE są nacechowane tą „ładnością”, a XRite to po prostu realne odtworzenie rzeczywistych barw.
Których używać – pewnie jeszcze długo się nie zdecyduję do końca, jednakże częściej używam tych od XRite, bo wtedy w trakcie samej obróbki mogę dokonać świadomych korekcji od oryginału.
pawel.online
Paweł Guraj w sieci