Po kilku dniach nad Adriatykiem kolejnym etapem mojej wyprawy była podróż przez Włochy w Alpy – do mojego ukochanego Zermatt. Żeby przedostać się przez morze w Zadarze złapałem (oczywiście wcześniej rezerwując sobie miejsce) prom do włoskiej Ankony. Podróż miała trwać około 6 godzin, ostatecznie trwała ponad godzinę dłużej – ale dzięki temu mogłem podziwiać port w Ankonie w pięknym zachodzącym słońcu. Nieco przydługą podróż wynagrodziła fantastyczna pizza w lokalnej pizzerii na Via Trieste (Pizzeria Sassi Neri) – polecam, gdyby ktoś zawitał w okolice Passetto w Ankonie. Dodatkową atrakcją podróży promem były liczne szyby naftowe, które mija się po drodze.
Ankona
W Ankonie miałem okazję być po raz pierwszy. Choć nie miałem wiele czasu aby poświęcić temu miastu – prom przybył znacznie później niż się spodziewałem a następnego dnia czekała mnie podróż do Bolonii – w dodatku od rana zaczął padać deszcz i zerwał się silny wiatr. Jednakże udało mi się choć trochę poznać to piękne, położone na klifie miasto – szczególnie od strony morza, gdzie brzeg dominują kamienne plaże oraz „domki” i jaskinie rybaków, w których od wieków przechowują swoje łodzie. Pogoda dodała nieco dramatyzmu zdjęciom.
Bolonia
Z Ankony udałem się do Bolonii, którą pamiętam sprzed lat – a ostatnio bywałem w niej wyłącznie na dworcu kolejowym w trakcie podróży wgłąb buta. Nie da się ukryć, że dla mnie, największą atrakcją była wieża Asnelli, na którą oczywiście się wdrapałem. Trzeba przyznać, że ktoś kto wpadł na pomysł wybudowania czegoś takiego w XII wieku musiał mieć nieco nie równo pod sufitem. W każdym razie wieża nadal zapewnia piękny widok na miasto. Na pobyt w Bolonii polecam hotel Best Western San Donato – ulokowany w pałacu w samym centrum miasta nie tylko zapewnia świetną lokalizację ale i piękny widok z tarasu śniadaniowego. Pyszną pizzę można zjeść nie opodal w pizzerii La Brace.
Florencja
Z Bolonii do Florencji postanowiłem pojechać nie autostradą a kultową drogą SP65 przebiegającą przez bardzo malownicze pasmo środkowych Apeninów. Droga ta obfituje w piękne widoki ale i ostre i liczne zakręty – stąd jest zwana włoskim rajem dla motocyklistów. We Florencji znowu nie miałem za wiele czasu – a że, nie udało mi się zarezerwować biletów na wejście na kopułę Bruneleskiego – postanowiłem wejść na wieżę Palazzo Vecchio. W sumie warto było – choćby dla widoku samej katedry. Nie obyło się też na wizycie w najlepszej lodziarni w mieście – czyli Vivoli przy Via Isola delle Stinche. Wieczorem obowiązkowa kolacja u Paszkowskiego.
Genua
Z Bolonii udałem się do Genui, po drodze zatrzymując się na chwilę w uroczej Lucce. Genuę znałem z zeszłego roku – zatrzymałem się tam na chwilę w drodze z Livorno do Mediolanu. Tym razem miałem okazję spędzić cały wieczór. Zdecydowanie w dalszym ciągu największe wrażenie zrobił na mnie pięknie zagospodarowany port (polecam pizzerię Rossopomodoro w dawnych magazynach bawełny). Ciasne i gęste miasto – choć również ciekawe miejscami sprawiało wrażenie nieco przytłaczającego oraz ponurego – łącznie z panującą tam atmosferą.
Z Genui udałem się rankiem w drogę w Alpy – do Zermatt. O czym w następnym wpisie…
2 odpowiedzi na “Z Zadaru do Zermatt”