Tak się złożyło, że w końcu miałem możliwość po raz pierwszy wybrać się do USA. Praktycznie na chwilę, bo poza sprawami służbowymi miałem niecałe 2 dni aby zobaczyć San Francisco i co się da w okolicach.
Ale może warto zacząć (jak to zwykle bywa) od opisu podróży – w końcu poza lotem do Meksyku kilka lat temu, to pierwszy dłuższy lot na pokładzie większych maszyn. W trasę „tam” wybrałem połączenie z Frankfurtu na pokładzie Boeinga 747-400 linii United. Na szczęście nie stałem się ofiarą overbookingu i nikt mnie z pokładu nie usiłował wyciągnąć ð Oczywiście miejsce w klasie economy sprawiło, że te bite 11 godzin lotu pamięta się dość długo. Wybrałem miejsce przy oknie, co z jednej strony dało możliwość choć trochę popatrzenia na zewnątrz – a z drugiej pozbawiło mnie możliwości rozciągnięcia „kości” gdy przyszła na to ochota – gdyż wiązało się to z logistyką wypraszania z miejsc obojga sąsiadów. Słabo, ale coż, jest to esencja słowa „economy”. Sam lot bardzo przyjemny, piękne widoki – w szczególności Grenlandia, zakończony mało sympatycznym i mocno turbulentnym lądowaniem w San Francisco.
Kilka zdjęć z tego przelotu (Amsterdam, Grenlandia i kraina wielkich jezior w Kanadzie)
Na obejrzenie samego San Francisco miałem praktycznie jeden dzień (plus dodatkowy wieczór oraz poranek). Pogoda zrobiła miły ukłon i praktycznie cały czas miałem ładne słoneczko – dzięki czemu udało się zrobić dość klimatyczne zdjęcia. Pod tym względem oczywiście SF bardzo przypadło mi do gustu. Choć bardzo chciałem, niestety nie udało mi się na zdjęciach ukazać stopnia stromości niektórych ulic – co było dla mnie największym zaskoczeniem. W niektórych miejscach przejście pomiędzy dwoma przecznicami wymaga jednak zauważalnego wysiłku ð Bardzo dobrym pomysłem było wybranie się rano, chwilę po wschodzie słońca, na spacer a w zasadzie przebieżkę wzdłuż wybrzeża od Fisherman’s Warf do Bay Bridge. Oczywiście obowiązkowa wizyta na Golden Gate oraz okolicznych wzgórzach i w końcu wieczorna panorama miasta z Treasure Island. Coż, nie ma co więcej pisać – zapraszam na zdjęcia:
W trakcie zwiedzania udało znaleźć chwilę czasu na wizytę w Parku Muir Woods, gdzie można podziwiać jedne z najstarszych oraz najwyższych na świecie sekwoi – kolejne wzywanie fotograficznie, nie do końca spełnione…
Drugi dzień spędziłem na podróży bardzo malowniczym i miejscami dzikim wybrzeżem Pacyfiku zakończoną porządnym morskim obiadem oraz spotkaniem z fokami na molu w Santa Cruz:
W trasę powrotną wybrałem lot Lufthansą na pokładzie Airbus’a A380 – oczywiście nie mogłem darować sobie możliwości przelecenia tym kolosem. Wrażenia zdecydowanie pozytywniejsze w stosunku do 747 w zakresie poziomu hałasu na pokładzie oraz wyposażenia (choć trzeba przyznać że toporność systemu rozrywki Lufthansy jest lekko porażająca – choć podgląd z 3 zewnętrznych kamer oczywiście bardzo cieszył). Zdecydowanie trudno powiedzieć o pozytywach klasy economy w zakresie komfortu miejsca – również w i A380 jest go szaleńczo mało a 10-cio godzinna podróż bardzo dała się we znaki – masa dzieci na pokładzie dość skutecznie uniemożliwiła mi przespanie choćby godziny. Późniejszy lot na pokładzie A320 z Frankfurtu do Warszawy przy tym jawił się jak luksus ð
Również i z trasy powrotnej kilka zdjęć (start z San Francisco oraz Kanada po zachodzie słońca):
Cieszę się, że udało mi się przetrzeć szlaki tam za ocean, pewnie teraz łatwiej będzie podjąć decyzję o jakiejś nieco dłuższej i ambitniejszej podróży ð
I może jeszcze na koniec kilka szybkich, osobistych przemyśleń dotyczących Ameryki (a w zasadzie San Francisco):
- Szaleńcze zwyczaje śniadaniowe
- Większość Ameryki rzeczywiście zbudowana jest z drewna
- Imponująca infrastruktura drogowa
- Mosty – wysokie, monumentalne, piękne
- Bardzo pozytywnie nastawieni ludzie
- Alcatraz jest mniejszy niż się spodziewałem
A już tak zupełnie na koniec – oczywiście dopisek z kategorii „lifestyle” – po zdjęciach chyba widać jak doskonale sprawił się A6500 – w sumie to był jego pierwszy poważny podróżny test. Wszystkie zdjęcia wykonane właśnie A6500 z użyciem obiektywów: SEL 10-18 f/4.0 OSS, SEL 16-70/f4.0 ZA OSS, SEL 35 f/1.8 OSS, SEL 85 f/1.8 G oraz SEL 55-210 f/3.5-5.6 OSS.
Jedna odpowiedź do “5 dni w Ameryce”