Tak się złożyło, że w listopadzie znowu nadarzyła się okazja od wybrania się do San Francisco. Jak zwykle obok spraw służbowych znalazło się trochę czasu na drobne podróże z aparatem.
O ile mój poprzedni wyjazd do Stanów w zasadzie odbył się w bardzo ładnej pogodzie, to tym razem pogoda była bardzo różna – co na początku nieco psuło mi humor, ale bardzo szybko okazało się, że zdjęciowo taka sytuacja wyszła zdecydowanie na plus.
San Francisco we mgle – pierwszy dzień przywitał mnie widocznością na poziomie kilkunastu metrów. Miało to związek nie tylko z samą pogodą i chmurami na małej wysokości ale również panującymi w okolicy ogromnymi pożarami. Nie specjalnie się przejmując tym faktem, ruszyłem na wyprawę rowerową (przy okazji zakochałem się w elektrycznym rowerze) z Fishermen’s Wharf do Sausalito przez most Golden Gate, Bonita Lighthouse i Rodeo Lagoon. Bardzo szybko okazało się, że mgła i chmury zalegają bardzo nisko nad miastem i tylko po wyjechaniu nieco wyżej przebija się przez nią słońce tworząc bardzo klimatyczne sceny – choćby przebijające się przez nią pylony mostu Golden Gate. W drodze powrotnej z Sausalito chmury w zasadzie całkowicie ustąpiły co dało jeszcze jedną okazję do zdjęć mostu i miasta spowitego już tylko klimatyczną mgiełką.
Yosemite – Nie da się ukryć, że na planowaną wizytę w Parku Narodowym Yosemite czekałem bardzo długo. Choć prognozy pogody były dość przerażające a na dzień przed wyprawą ze względu na zbliżającą się śnieżycę zamknięto większość dróg – okazało się, że miałem bardzo dużo szczęścia. Śnieżyca nie dość się spóźniła i przyszła dopiero wieczorem, to jeszcze okazała się być jedynie deszczem. W dniu wyprawy pogoda była bardzo dobra, choć pochmurno to nie padało ani specjalnie mocno nie wiało. Towarzysze wyprawy namówili mnie na dość forsowną trasę – 28km z Yosemite Valley trasą „4 mile trail” na Glacier Point a z niego trasą „Panorama Trail” przez wodospady Nevada i Vernal a potem przez Clark Point z powrotem do doliny Yosemite. Trochę bałem się tej trasy, ale okazała się być strzałem w dziesiątkę – nie dość, że zapewniła wspaniałe widoki to te 28km w poziomie i 1,5km w pionie nie sprawiło mi większych trudności.
Oczywiście byłem zachwycony doliną Yosemite, nie tylko przez fantastyczne wrażenia wzrokowe ale również dlatego, że są to góry inne niż wszystkie, po których dotychczas chodziłem. A to wszystko dzięki specyficznej budowie geologicznej tego terenu – dawne głębokie tereny osadowe zostały spenetrowane magmowymi intruzjami, które po całkowitym wyerodowaniu skał osadowych pozostały w postaci skalnych kominów i sklepień. Dzięki temu, w czasie podróży po tych górach z rzadka idzie się po ziemi, a głównie stąpa się po litym granicie, trochę jakby ktoś te góry wybetonował. Trudno się dziwić – w końcu 95% skał w dolinie Yosemite to granity. Inną rzeczą, do której nie byłem przyzwyczajony, jest prawie całkowity brak zabezpieczeń na szlakach. Choć same szlaki są proste to często przechodzą blisko krawędzi, za którą znajduje się kilometrowe urwisko. U nas nie do pomyślenia – barierka na mur. A tam, po prostu trzeba uważać… No ale skoro to park narodowy to bardzo dobrze, że nie ma tam takich „upiększeń” – przynajmniej na tych mniej uczęszczanych i nieco bardziej wymagających szlakach.
Po powrocie z Yosemite, San Francisco powitało mnie mgłą i deszczem. Na szczęście tylko na jeden dzień. Nie przeszkodziło to w dłuższym spacerze fotograficznym po wybrzeżu i chińskiej dzielnicy. Następnego dnia, pogoda znacznie się poprawiła i byłem w stanie jeszcze zrobić 25km na nogach (z Union Sqare do Golden Gate i z powrotem), pomoczyć nogi w Zatoce i zrobić jeszcze trochę zdjęć. Przy okazji udało się „wbić” na 13 posterunek straży pożarnej SF – co było zdecydowanie dodatkową atrakcją.
A7-ka w akcji – Wyjazd do USA był pierwszym poważnym testem mojego nowego body oraz szkła w podróży. Mówiąc krótko – zakochałem się w tym body bezgranicznie. Jedyna rzecz jakiej się obawiałem – czyli waga – nie sprawiała mi w zasadzie żadnego kłopotu. Po mieście można chodzić z tym zestawem (A7R3 + 24-105) w ręce a w górach – oczywiście o ile się da – również. Oczywiście, że jest ciężej w stosunku do poprzedniego zestawu, ale nie tak bardzo jak się spodziewałem. Poza tym tajemniczym urokiem pełnej klatki, który objawiał się prawie na każdym zdjęciu (głównie za sprawą innej głębi ostrości oraz praktycznie zerowego poziomu szumu) i kosmicznej rozdzielczości, do której jeszcze nie przywykłem, absolutnie uwiodła mnie nowa bateria. W końcu jestem w stanie robić cały dzień zdjęcia i skończyć z baterią na poziomie 20% – dotychczas w bezlustrach serii A6x000 potrzebowałem na jeden dzień 2 a najczęściej 3 baterii i to przy oszczędzaniu energii. Ergonomia A7R3 jest bardzo, bardzo dobra – przez cały wypad może ze 2 razy zajrzałem do menu i to też chyba tylko dlatego, że mi się nudziło ð Oczywiście nadal przeszkadza bardzo słaba implemetacja GPS’a w aplikacji na iOS (na Androida nie ma z tym problemu) – ale to globalny problem Sony a raczej jego programistów. Kolejny test jaki zestaw A7R3 i 24-105 przeszły śpiewająco to dość kompletne zalanie deszczem – pomyślałem sobie, że skoro ja mogę zmoknąć to aparat też… no i udało się, zestaw przeżył długą „pracę” na deszczu mistrzowsko.
Trudno mi jeszcze powiedzieć coś bardzo konkretnego o 24-105, choć oczywiście pierwsze spojrzenie na zdjęcia pozwala stwierdzić, że jest to bardzo fajne szkło – ilość detalu patrafi zabić, ale jak pisałem to również zasługa rozdzielczości R-ki. Jednym słowem, pomysł zmiany body przed wyjazdem był równie doby jak sam pomysł wyjazdu.
Mam pytanie, Sony 70-300, nie zabrałeś ze względu na ograniczenia wagowe? Widzę, że wymieniasz go na 100-400, czy jest aż tak duża różnica? Fotografuję A7ii (myślę o A7iii), czy różnica będzie też mocno odczuwalna?
Tak, choć długo myślałem nad 70-300 to ze względu na wagę i długa podróż samolotem zdecydowałem się go nie brać. Potem nieco żałowałem – kilka razy by mi się przydał. Różnica w stosunku do 100-400 jest bardzo duża, ale najbardziej ją widać w sytuacjach dynamicznych. Ogólnie z 70-300 byłem zadowolony – to jest dobre szkło, choć ma swoje ograniczenia.
Mam Sigmę150-600C, ale czasem jest za duża, kupiłem ostatnio S70-300, w pewnym stopniu się uzupełniają. Nie wiem czy na matrycy A7ii, widać różnice w jakości między S70-300 a S100-400?
O jakich ograniczeniach S70-300 mówisz?
S70-300 ma stabilizator wyposażony tylko w 1 tryb. To eliminuje możliwość użycia go w jakichkolwiek dynamicznych scenach. Jeżeli fotografuje się jedynie statykę, to nie jest to specjalny problem. Różnica oczywiście będzie, ale czy jakaś wielka – trudno powiedzieć.
Hej,
górki fajne tam mają. Jest kilka fajnych obrazków. Nowy zestaw a już czytam o ciężarze…. też mi się tak wydaje, że poniżej pewnego poziomu 100-200 g traci znaczenie. 100-400 ooo to będzie dopiero fajne 🙂