Kiedy układałem sobie w głowie tę recenzję, zamierzałem w zasadzie zrobić krótkie podsumowanie zmian jakie Sony wprowadziło w najnowszym i jednocześnie najwyższym modelu z rodziny A6x00. Recenzje przedpremierowe, które pojawiły się na sieci w przeciągu ostatnich dwóch tygodni w takim zamiarze mnie utwierdziły. Trudno powiedzieć, aby bił z nich ton zachwytu – wręcz przeciwnie, głównie pokwękiwania o przeróżnych wadach oraz tym co jest ale mogło by być inne.
Kiedy A6500 zagościł w mojej ręce, stosunkowo szybko zorientowałem się, że niestety recenzja nie będzie tylko szybkim podsumowaniem. Zdecydowanie będzie subiektywnym opisem tego jak szczegóły potrafią być ważne, oraz tym jak bardzo inaczej inaczej można widzieć pewne sprawy.
Co po staremu
Pomimo, że A6500 niesie sporo nowości, to jednak trzeba jasno powiedzieć – rdzeń, czyli matryca oraz system AF pochodzą z A6300 i w tej kwestii wiele się nie zmieniło. Trudno to z resztą w krótkim okresie czasu sprawdzić – szczególnie, że wszystkie obrabiarki RAW w chwili obecnej nie wspierają tego modelu i pliki trzeba podrabiać na 6300. Moje pierwsze wrażenie jest takie, że coś się zmieniło, cienie wydają się być jeszcze prostsze do „wciągnięcia”, tym nie mniej z takimi sprawami poczekam do natywnego wsparcia RAW (co pewnie potrwa jakieś 2-3 tygodnie). Po staremu został również ekran oraz EVF – ciężko tu z resztą wymyślić coś więcej, EVF tak jak w 6300 zbudowany jest na technologii OLED i potrafi wyświetlać obraz z częstotliwością 100/120 klatek na sekundę. Aparat zasilany jest również taką samą baterią, co oczywiście ułatwia migrację – ale oczywiście wróży konieczność noszenia ze sobą odpowiedniego zestawu zapasów – tutaj rewolucji jeszcze jakiś czas nie będzie.
Idzie nowe
Praktycznie na tym kończą się rzeczy nie zmienione. Wszystkie inne elementy otrzymały mniejsze lub większe modyfikacje, które postaram się tutaj jakoś podsumować – oczywiście głównie pod kątem moich własnych wrażeń oraz moich zastosowań.
- IBIS, czyli In-Body-Image-Stabilization. Tak, rodzina A6x00 doczekała się przedstawiciela posiadającego znaną już ze starszych, pełnoklatkowych braci, technologię stabilizacji matrycy. Sony zastosowało system 5-osiowy (X,Y,Z, Roll, Yaw) który w wypadku współpracy ze stabilizacją w obiektywie zapewnia dodatkową stabilizację w 3 pierwszych wymienionych osiach. Działanie tego systemu daje się natychmiast odczuć. Okazuje się, że zrobienie zdjęcia na 1/6 sekundy na ogniskowej w okolicach 50-60mm nie stanowi większego problemu, wszak Sony ocenia wydajność tego systemu na 5 EV – i trudno się z tym szacunkiem nie zgodzić.
- Ekran dotykowy. Tutaj, przyznam się bez bicia, byłem przygotowany na zawód zgodnie z tonem dotychczasowych recenzji. Niestety się nie udało. Moim skromym zdaniem touch AF działa bardzo porządnie w obu trybach. W trybie ekranowym po prostu wskazujemy palcem gdzie ma się znaleźć punkt lub strefa AF i po prostu się tam znajduje, nie ma żadnego opóźnienia czy lagowania. W drugim trybie – ekran działa jak „touchpad” przy używaniu EVF’a. Tutaj przeciąganie palcem w odpowiednim kierunku powoduje odpowiednie przesunięcie punktu AF. Również, działa bardzo sprawnie – zarówno przy szybszych jaki i krótszych ale dokładniejszych ruchach. Dla mnie wielka zmiana. Choć w A6300 było już lepiej niż w A6000, to dopiero teraz jest na prawdę szybko i porządnie.
- Większy grip i nowy spust. Małe, a bardzo cieszy. Aparat teraz zdecydowanie lepiej trzyma się w dłoni i zupełnie nie ma już poczucia, że może się wysunąć. Nowy spust, to również bardzo dobra zmiana, jest znacznie czulszy – co powoduje choćby to, że zrobienie pojedynczego zdjęcia w trybie serii nie jest nie lada wyczynem. W moim wypadku wciskanie spustu często łączyło się z szarpnięciem całego body, teraz wygląda na to, że problem znikł.
- Nowe menu. No tak, tutaj ciężko o zachwyt. W rzeczy samej, pozycje menu zostały uporządkowane pod względem funkcjonalności, odpowiednio pogrupowane i pokolorowane. Nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu wiele rzeczy jest ciężko znaleźć i brakuje możliwości stworzenia własnego menu.
- Dodatkowe przyciski programowalne. Super. Przy spuście znalazły się 2 przyciski C1 i C2 a ten pod kciukiem nazywa się teraz C3. Bardzo się cieszę, bo zawsze mi tego jednego brakowało. Gdyby jeszcze tylko pojawiło się przednie pokrętło był by ideał.
- Bufor. Tak, jak mogłem o tym zapomnieć! A6500 dostało zupełnie nowy system przetwarzania danych – zwany Front LSI. Dzięki temu w buforze mieści się teraz ponad 100 plików RAW a ich zapis na kartę nie blokuje już żadnych operacji. Trudno wyobrazić mi sobie sytuację w której byłbym w stanie zapełnić taki bufor – ale pewnie dla amatorów zdjęć sportowych będzie to nie lada gratka. Za to nie blokowanie funkcji to sprawa bardzo fajna również dla mnie. Dotychczas strasznie denerwował mnie ekran „busy” który uniemożliwiał zrobienie czegokolwiek, dopóki aparat nie zapisze serii zdjęć na kartę. W A6500 po prostu wszystko działa normalnie, a na górze ekranu jedynie widać pasek postępu zapisu.
- Bluetooth GPS. Tak, kolejny fajny pomysł. Co prawda aparat nie ma wbudowanego GPS’a (pewnie spowodowało by to, że bateria w zasadzie starczała by na jego włączenie) ale wyposażono go w BT LE, które umożliwia zaciąganie pozycji GPS na żywo ze sparowanego smartfona. Dodatkowo, łącze aktualizuje czas i datę. Podoba się!
Pisząc o A6300 napisałem, że był on tym czym A6000 powinien być od początku. Chyba mógłbym napisać coś takiego i o A6500, ale jednak tutaj sytuacja ma się nieco inaczej. A6500 odziedziczył po młodszym bracie doskonały AF oraz matrycę – w dalszym ciągu jedną z lepszych jak nie najlepszą w świecie APS-C. Do tego Front-LSI prawdopodobnie umożliwi jeszcze podrasowanie jej możliwości. Projektanci A6500 zdecydowanie skupili się na funkcjach „premium”, które może nie mają bezpośredniego wpływu na jakość produkowanego materiału zdjęciowego, co na sam proces jego uzyskiwania (hm… czasami sam się dziwię, skąd mi się biorą takie określenia, tym nie mniej chyba wiadomo o co chodzi…). Może tak – po prostu A6500 czyni robienie zdjęć jeszcze bardziej przyjemnym, daje trochę więcej możliwości i praktycznie zaciera resztki różnic w stosunku do lustrzanek (tak, bez tego motywu się nie obędzie). Dla mnie to bardzo wielka zmiana, której tak na prawdę wcale nie oczekiwałem. Myślę, że projektanci właśnie na tym się skupili – aparat jest w dalszym ciągu bardzo fajnym narzędziem a jednocześnie pojawiły się te smaczki, które dają dużo dodatkowej radości i rozszerzają możliwości. Nawiązując do recenzji przedpremierowych – oczywiście, że wszystko dało by się zrobić lepiej. Kilka rzeczy nawet trzeba by było zrobić lepiej. Ale zdecydowanie nie powinno przesłaniać to faktu, że A6500 to wyrafinowana puszka o ogromnych możliwościach.
Czasami mam wrażenie, że jestem dość modelowym klientem Sony. Nikt na mnie nie robił badań, ale wygląda na to, że wiele modyfikacji i sposobu ich realizacji trafia dość dobrze w moje „gusta”. A może to po prostu fakt, że jestem otwarty na różne nowości oraz nieco inne podejście po przyzwyczajeniach wyniesionych ze świata Canona. Sony w A6500 wprowadziło kilka dużych zmian oraz wiele szczegółów, które dla mnie okazały się być bardzo ważnymi.
2.12.2016 – Aktualizacja
Dziś odkryłem, że Sony dodało funkcję powiązania punktu pomiaru światła z aktywnym punktem AF. Stanowczo się takiej funkcjonalności nie spodziewałem. Bardzo fajna sprawa, spotykana zdaje się, że tylko w lustrach ze stanowczo najwyższej półki.
Jak to szło? Kocham Nikony, lubię Canony, cenię Pentaksa, brzydzę się Sony? 🙂
Wyborny sprzęt i takie właśnie recenzje coraz bardziej mnie przekonują do tego systemu. Choć pełnej klatki nie porzucę, to z chęcią zamienię A900 na A7, a może nawet A7R.
A6500 wygląda na mały/lekki i upakowany do granic możliwości aparacik. Zastanawiam się nad podobną transformacją co zrobiłeś rok temu. Napisałem do Ciebie na fejsie. Będę wdzięczny za kontakt.
Pomiar światła jest od dawna powiązany z punktem AF w aparatach, myślę, ze już od kilkunastu lat ale… Musi być zastosowany pomiar matrycowy oraz obiektyw musi mieć AF (w przypadku obiektywu manualnego waga matrycowego pomiaru światła ustawiana jest zawsze na centralny punkt niezależnie od wybranego punktu ostrości).