Choć o tym, że zapewne kupię następcę mojego R5 (z którego było bardzo ale to bardzo zadowolony) byłem przekonany, tym nie mniej raczej nie myślałem, że będę pisał jakąś recenzję. Spodziewałem się, że będzie to po prostu wersja rozwojowa. Kiedy Canon przedstawił specyfikację nowego R5 Mark II i okazało się, że może to jednak być coś więcej.

Zamówioną w przedsprzedaży puszkę dostałem pod koniec sierpnia – co się świetnie złożyło (choć wcześniej przysporzyło mi odrobiny nerwów – nie miałem już mojego R5) bo na samym początku września zaplanowałem wyjazd na pokazy lotnicze AirPower 2024 połączone z odwiedzinami na górskiej linii kolejowej Semmeringbahn. Świetna okazja do przetestowania nowego aparatu w realnych warunkach.


Zanim napiszę coś o samym Mark 2 posilę się o drobną dygresję. W portfolio Canona, za czasów lustrzanek te oznaczone numerem „5” zawsze postrzegane były jako „flagowce dla prosumerów”. Chodzi mniej więcej o to, że to puszki skierowane przede wszystkich pro-amatorów (oczywiście również i do profesjonalistów), czyli body klasycznego rozmiaru dostarczały technologię dostępną głownie w modelach z najwyżyci półek skierowanych już dla runku profesjonalnego (seria 3 i przeróżne warianty serii 1) – z pewnymi ograniczeniami, ale zawsze. Zawsze byłem bardzo dobrym przykładem takiego użytkownika – potrzebuję aparatu zarówno do tego, żeby wziąć go ze sobą na wycieczkę w góry i zrobić przy okazji trochę fajnych zdjęć ale i wziąć na wojskowe pokazy lotnicze i wrócić z przyzwoitym materiałem. I choć Canon pierwszy aparat obdarzony numerem w rodzinie R właśnie oznaczył wspomnianą „5”-ką to myślę, że ten aparat nie był jeszcze tym czym 5-ki były w świecie lustrzanek. Pewnie dlatego, że topowej technologii po prostu za czasów, kiedy powstał R5 po prostu jeszcze nie było – oczywiście w segmencie bezlusterkowców.


Myślę, że R5 Mark II to wspomniany powyżej „flagowiec” pełną gębą. Puszka odziedziczyła po R5 w zasadzie wszystkie kontrolki i bardzo fajnie skonstruowane body (choć nie we wszystkim kocham Canona to R5-ki używało mi się o wiele wygodniej, niż któregokolwiek z Sony). Zmieniła się pozycja wyłącznika, co użytkownikom R5-tek zapewnia przełączanie aparatu na tryb filmowy przy każdej próbie wyłączenia/włączenia. Mnie się udało odzwyczaić po 3 dniach. Menu oczywiście już w nowym wydaniu – znane choćby z R6 Mark II – rzeczywiście poruszanie się jest nieco łatwiejsze, ale i to w R5 jest bardzo w porządku. Choć EVF i LCD mają taką samą rozdzielczość to jednak wydają się być ostrzejsze w porównaniu do R5-ki. EVF ma też tryb „OVF simulation” – mnie nie przypadł do gustu.


Matryca. R5m2 dostał matrycę typu stacked o rozdzielczości 45mpx zapewniająca przed wszystkim znacznie szybszy czas odczytu. Poza takimi oczywistymi zaletami jak brak rolling-shutter czy krzywienia się szybko poruszających się obiektów przy użyciu elektronicznej migawka szybki odczyt zapewnia też między innymi możliwość częstszego próbkowania AF, pracę wizjera w trybie blackout-free w czasie rzeczywistym. Nic nowego – wszystko to dostali użytkownicy puszek R3 i R1 (ogłoszonej razem z R5m2). Sprawdziło się to, czego można się było spodziewać, matryca Mark 2-ki jest nieco gorsza od R5-ki w obszarze szumu a co za tym idzie DR. Różnice są w zasadzie marginalne, a w wypadku migawki elektronicznej Mark 2 jest lepszy, choćby dlatego, że zapisuje RAWy z ES w 14-bitach. Osobiście nie widzę tej różnicy a nawet odniosłem wrażenie, że LR Denoise radzi sobie z szumem Mark 2 lepiej niż w wypadku R5-ki.


Auto Focus. Tutaj zmiany są na prawdę potężne. Ponownie – można się było tego spodziewać, modele R3 i ogłoszony po nim R1 posiadały AF znacząco lepszy niż R5. Poza tym, że dzięki matrycy stacked AF może działać znacznie szybciej, R5 Mark 2 dostał specjalny procesor, który zajmuje się śledzeniem obiektów w oparciu o AI. Mark 2 potrafi (tak jak R1 i R3) rozpoznawać ludzi, zwierzęta, pojazdy (takie jak samoloty, samochody, pociągi) a także specyficzne sporty jak koszykówka, siatkówka (gdzie system AF sam potrafi ustalić gracza lub obiekt, który z punktu widzenia gry jest najważniejszy). O ile w wypadku pociągów AF Mark 2 nie miał zupełnie co robić, to na pokazach w Zeltweg mogłem go przetestować niemal w pełnym wydaniu (nie było żadnego meczu koszykówki). AF był w stanie rozpoznać każdy samolot w kadrze (jak jest więcej to można sobie wybrać, który ma śledzić) i następnie niezależnie od pozycji i rozmiaru obiektu śledzić go absolutnie niezawodnie (w R5-ce śledzenie małych obiektów nie działo najlepiej). Nawet jak na chwilę wleciał w chmury. Przydało się przede wszystkim wtedy kiedy coś fajnego uciekło mi centrum kadru i znalazło się gdzieś przy krawędzi. Bo oczywiście AF statyczny ustawiony w jakimś punkcie działał by równie dobrze o ile dajemy radę utrzymać wykonujący ciasny manewr myśliwiec w środku kadru (ja nie daję rady). W każdym razie na ponad 4000 zdjęć chyba na żadnym nie zdarzył się źle trafiony AF.


Fakt, że elektroniczna migawka jest szybka i zapewnia zapis w 14-bitach, powoduje, że w zasadzie w Mark 2 nie ma za bardzo już powodu aby używać mechanicznej. Ja oczywiście będę jej używał w wypadku jakiś tam krajobrazów o wysokim DR ale we wszystkich innych wypadkach zdecydowanie migawka elektroniczna. Ta funkcja znowu pomogła mi na pokazach (bo choć poprzednie również uparłem się aby fotografować na elektronicznej migawce w R5) to tym razem na zdjęciach nie ma problemu z kładącym się tłem ale co więcej – „experience” w wizjerze w wypadku Mark 2 jest znacznie bardziej naturalny. Generalnie rzecz biorąc obraz EVF w żaden sposób nie zmienia się w trakcie wykonywania serii zdjęć ES w stosunku do zwykłego podglądu sceny. Zdjęcia robią się „w tle”. Mnie osobiście pozwala to z większą precyzję gonić obiekt w kadrze w trakcie wykonywania serii zdjęć.


Śledzenie oka. Choć tutaj recenzje w sieci są rożne, w moim wypadku działa bardzo dobrze. Jeżeli chodzi o wykrywanie tego gdzie patrzę to w zasadzie jest to system bardzo precyzyjny – trzeba tylko pamiętać aby trzymać zawsze oko mniej więcej w tej samej odległości od wizjera. Z jego wykorzystaniem miałem już więcej problemów. Nie w każdym scenariuszu mi to odpowiadało. Na szczęście odkryłem, że pod przycisk spustu można przypisać funkcje rozpoczęcia AF ale z pominięciem wykrywania oka, które to przypisałem sobie do przycisku AF-ON. Dzięki temu, wciskając spust AF zaczyna pracować/śledzić tam gdzie jest obecnie ustawiona strefa/punkt AF a jeżeli wcisnę AF-ON to wskaźnik jest natychmiast przenoszony w miejsce w które patrzę.


Aparat dostał nową baterię, która przy takiej samej pojemności ma zapewnić większy maksymalny prąd dostarczany do aparatu. Trzeba przyznać że nowe baterie się grzeją i to znacząco. Nie koniecznie przy samym wykonywaniu zdjęć. Długie utrzymywanie AF-a ze śledzeniem obiektów również daje im popalić. Ale w odróżnieniu od R5 wszystkie funkcje dostępne są przy każdym poziomie naładowania baterii. Aparat dostał też komorę chłodzącą (wlot na dole, wylot przy gnieździe USB), do której można przypiąć grip z wentylatorem. Bez grip’a także umożliwia poprawę chłodzenia.


Coś więcej? Nie, to koniec „przełomów”. Cała reszta odziedziczona po R5 działa dokładnie tak samo doskonale jak w poprzedniku. Są też takie rzeczy które w R5 słabo działały i dalej słabo działają (łączność WiFi z aplikacją Connect chociażby). Są drobne ułatwienia, które przypadły mi do gustu – na przykład możliwość oznaczenia udanych zdjęć w serii i usunięcie wszystkich pozostałych czy po prostu własne menu gdzie można wrzucić sobie ulubione ustawienia.

Jestem znacznie bardziej zadowolony z tego body niż się spodziewałem. Myślałem że będzie to taki klasyczny upgrade – i oczywiście w dziedzinie fotografii wycieczkowej czy kolejowej tak jest. Natomiast w zakresie zdjęć gdzie AF ma znacznie – spotting, sporty (wkrótce będę miał możliwość protestowania na torze) dla mnie zmiana jest ogromna.

Nie da się ukryć, że Canon nieco przyciśnięty przez konkurencję w końcu zrobił flagowca dla prosumerów. Cieszę się, bo kontynuuje to tradycję zapoczątkowaną jeszcze przez EOS’a 5D.

3 odpowiedzi na “R5 Mark II”

  1. Naprawdę obraz w wizjerze się nie zatrzymuje na ułamek sekundy po naciśnięciu migawki /mechanicznej lub elektronicznej/?
    Jeśli tak jest to jest to rewelacja i przełom 🙂

    1. Wydaje mi się, że tak jest już we wszystkich body z matrycami „stacked” – u konkurencji od jakiegoś czasu, u Canona już w R3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *